Recenzja - Tomb Raider

Pięknych, deszczowych lokacji nie brakuje
Straszny kłopot mam z tą nową odsłoną Lary Croft. Z jednej strony to taki Nathan Drake dla pecetowców po brzegi wypełniony akcją i efektownymi skryptami. Druga strona to nie do końca przemyślane użycie tych drugich i ogólna nijakość samej gry. Nie zrozumcie mnie źle, nadal mamy do czynienia ze świetnym restartem serii, ale daleko mi do westchnień i zachwytów wszystkich recenzentów. Mamy przykład świetnie odnowionej serii idealnie na miarę obecnej generacji. Więcej akcji, jeszcze więcej akcji i walące się budynki z każdej możliwej strony. Tomb Raider jakiego jeszcze nie znaliście, a zapewne wielu właśnie takiego pokocha.
Jak na dobry restart serii przystało, nowy Tomb Raider odcina się fabularnie od poprzednich odsłon dość grubą kreską. No może nie do końca odcina, bo gra jest historycznie prequelem, czyli dzieje się przed wszystkimi znanymi dotąd przygodami pięknej i cycatej. Jako młoda Lara udajemy się na eskapadę w celu odnalezienia wyspy królowej Himiko. Jak to często bywa w naszą łajbę pierdyknął piorun, a my rozbijamy się na tajemniczej wyspie u wybrzeży Japonii. Kawałek lądu na który nas wyrzuciło okazuje się być ową wyspą, jednak nie do końca wszystko na niej odbywa się zgodnie z zasadami logiki, a na dodatek ktoś chce pozbyć się naszej osoby. Lara ma proste zadanie, sprowadzić pomoc, uratować grupę, ale nasza intuicja archeologa również musi zostać zaspokojona. Okaże się bowiem, że by wydostać się z wyspy musimy splądrować pałac królowej słońca - Himiko.

Tyle z suchych faktów, fabuła Tomb Raidera nie jest jakoś zmyślnie czy epicko prowadzona. Rzeknę, że jest bardzo solidna i dojrzała. Motyw przetrwania wydaje się sensownie poprowadzony, a metafizyczne elementy pod koniec produkcji dodają jej tego pazura z których znane są historie poprzednich Tomb Raiderów. Wszystko jest odpowiednio balansuje na granicy kiczu i prawdy, ale jedno co mi najbardziej kole w oczy to zachowanie reszty grupy.

Ja rozumiem, że Lara Croft to główna bohaterka i stanowi ona ośkę fabularną, ale do ciężkiej anieli dlaczego reszta grupy to takie bezmózgie pustostany. Niczego nie potrafią zrobić i załatwić, a jedyne co robią to pocieszają Larę i życzą jej by wróciła cało lub uważała na siebie. Jakby ona sama nie wiedziała jak bardzo ma przerąbane biegając po walących się jaskiniach i dachach. Ci sami bohaterowie jakoś nie specjalnie chcą się dać zapamiętać. Prócz Rotha i tej laski, którą chcieli spalić reszta to takie dodatki by nie było, że Lara jest sama.


Ten reboot serii miał być dojrzalszy i bardziej wciągający dla nas graczy. I muszę przyznać, że scenarzystom udało się utrzymać mnie przy monitorze skonstruowanym scenariuszem, jednak sam styl czystego gameplayu już skutecznie ten efekt minimalizuje. Co z tego, że w naszych rękach leży los przyjaciółki, którą chcą żywcem spalić na stosie. Ty jesteś Lara Croft i możesz sobie pozwolić na eksplorację jakiejś tam jaskini obok, przecież koleżanka poczeka. No albo ciągłe miotanie tą biedną dziewczyną, kurcze faktycznie jest to efektowne, ale na miłość boską jak tutaj się wczuć w postać jeżeli jest ona dziewczyną. Zaraz to robi się jej szkoda, bo tak targana przez los, a po drugie rodzi się pytanie jak ona to wszystko wytrzymuje? Upadki z dużych wysokości, epickie pościgi, rany cięte i postrzałowe. To nic, "Ty jesteś z Croftów Laro!"

I po raz kolejny nie zrozumcie mnie źle, to są dobrze zrealizowane i pasujące do klimatu Lary Croft elementy, ale w połączeniu z dojrzałą fabułą i dojrzalszym settingiem gry całość nie układa się w całość. To takie dwie oddzielne pary kaloszy w które raz wrzucają nas przy momentach ukazujących nam historię i nowy świat gry, a w drugą, tą ze starymi stricte klasycznymi dla pani archeolog elementami, wrzucają nas razem z pierwszymi. Niewygodnie i liczne otarcia na pięcie, które nie bolą, ale przeszkadzają.



Ale do tej pory nie powiedziałem jak się w Tomb Raider'a gra, bo jest o czym opowiadać. Tak to już w naszej obecnej generacji jest, że każda gra musi kojarzyć się z drugą. Zawsze chciałem zagrać w Uncharted, lecz nie mam PS3. Z pomocą wychodzą autorzy Tomb Raider i dają mi produkcję bardzo podobną. Gra przygodowa z licznymi elementami akcji. Tak w skrócie mogę opisać przygody młodej pani archeolog. Jesteśmy prowadzeni za rączkę, ale wsypa jest pozornie otwartym miejscem. Mamy szybką podróż do swobodnego przemieszczania się w razie ewentualnej nudy oraz w miarę otwarte przestrzenie jakie zwiedzamy. Ciągle mamy do czynienia z trzecioosobowym platformerem i często będziemy skakać z gzymsu na gzyms, wspinać się i przechodzić po linie. Do tych wszystkich świetnych elementów znanych już autorzy dodali chwilowe momenty czystej akcji. Lara, jak na kobietę XXI wieku, potrafi także odgryźć się swoim adwersarzom. Problem jest tylko taki, że gdy z dzielnej pani archeolog zmieniamy się w Marcusa Fenixa to widać, że nie tędy droga. Starcia z ludźmi są raczej formalnością, logicznym myśleniem nie grzeszą, a wystarczy by jeden nas zauważył to nagle cała reszta w okolicy wie gdzie jesteśmy. Fajnie jest czasami postrzelać z łuku, ale tylko przy okazji misji tych skradankowych, bardziej na cicho. Wtedy te wszystkie mankamenty mijają, bo zataja je jakiś tam poziom ukrycia się.


I w gruncie rzeczy to jest kolejny spory problem nowej Lary Croft, ona po prostu przechodzi się sama. Sekwencje quick time event są niekiedy powtarzane kilkukrotnie, ale są krótkie. Zwiedzanie i eksplorowanie komnat i grobowców jest jedynym zajęciem jakie rzuca nam wyzwanie, a to tylko dlatego, że są tam zagadki logiczne, które często stawiają na metodę prób i błędów. Gdyby tak jak ja brnąć przez sam motyw główny gry to na jednym posiedzeniu przejdziecie duży kawałek, choć warto dodać, że gra nie jest krótka. Ukończenie Tomb Raider zajmuje ok. 13 godzin co jest zupełnie uczciwym czasem jaki spędzimy w grze. Muszę przyznać, że w pewnym momencie pomyślałem, że gra już zostanie ukończona przeze mnie po 4-5 godzinach, jednak okazało się, że jest jeszcze parę zwrotów akcji i miejsc do których trzeba ponownie wrócić. Podobało mi się, że odwiedzone już raz miejsce dalej nie wygląda tak samo. Poznacie to po powrocie do dzielnicy slamsów gdy na horyzoncie będzie coś się paliło, a przy pierwszej wizycie takiego efektu nie było.


Łuk to główny atrybut nowej Lary
I dużo już napisałem, ale do tego właśnie służy blog i recenzja, ale tak do końca dalej nie wiem co z tym Tomb Raiderem zrobić. Bez dwóch zdań jest to bardzo udany powrót młodej Lary Croft, ale z drugiej nie czułem tej ekskluzywności. Wiecie, każda gra ma coś charakterystycznego. Gears of War ciężkich sukinsynów, Call of Duty akcję i efektowność, Skyrim monumentalność, a Lara zawsze była swoją pięknością, która wspinała się tu i ówdzie. Była taką komputerową laską za którą chętnie obejrzeli się mężczyźni. I sami twórcy tego nie ukrywali, bo kwestie wypowiadane przez starszą Croft były ostre, a czasami seksowne. Była chodzącym polygonem seksu, a teraz? Nikt nie obejrzy się za taką Larą, bo jest za młoda, ma za małe cycki i ciągle jest jej podrzucana kłoda pod nogi. Seria straciła charakterystyczny element , a dodanie akcji wydaje się być elementem magnesu, który przyciągnie innych, nieznających serii.

A będą oni mieli na co popatrzeć, bo Tomb Raider wygląda świetnie, cudownie i ryje beret. Oczywiście dalej każda gra może jedynie patrzeć na wirtualnego falusa Crysisowi 3, bo ciągle ten poziom jest za wysoko by go possać. Krajobrazy wyglądają ślicznie, a dżungla jest całkiem sugestywna. Animacja Lary podchodzi pod poezję, bo to jak ona się wygina i porusza to miód na męskie oczy. Wygimnastykowana, jednak trzymająca grację i subtelność, klasa! Troszkę raził mnie w oczy błąd programistów związany ze skokami. Otóż, jeżeli coś jest dla Lary za daleko, a ma się tego chwycić to ona i tak to zrobi, jednak jej ciało zostanie hm... przesunięte, podsunięte? No coś w tym stylu, po prostu autorzy wyszli z założenia, że w przypadku źle wymierzonego skoku warto będzie pomóc byśmy nie wpadli w furię.
TressFX, czyli fajer odpowiedzialny za animację włosów niestety na moim starym i leciwym już laptopie nie był mi dany odpalić, ale ponoć wygląda to ślicznie. Szkoda tylko, że zamiast realistycznie zachowujących się włosów nie postanowili stworzyć takiego silnika dla piersi. To dopiero byłaby rewolta.

Piersi pozostały, ale jakby takie mniejsze
Do odgłosów też przywalić się nie mogę. Wszystko stoi na dobrym poziomie, lecz lokalizacja to takie dzieło, które nie pasuje. Lubię Karolinę Gorczycę i bardzo dobrze starała się oddać emocje Lary, ale zawiodło to co zwykle. Aktorzy będący oryginalnymi głosami podkładają je do prawdziwych sytuacji, odgrywają scenki. Tutaj Karolina musiała wykazać się niesamowitymi umiejętnościami, bo w której innej grze aktorka musi tyle dyszeć, sapać i to bez zmęczenia fizycznego. Reszta obsady również została dobrze dobrana i po prostu miło się tego wszystkiego słucha. I tak to jest z tym Tomb Raiderem, że chyba lepiej się to ogląda niż faktycznie gra.


Nie zrozumcie mnie źle, podsumowując to nowy Tomb Raider jest kawałem solidnego kodu, który jednak mi troszeczkę zbyt przypominał Uncharted w kobiecym wykonaniu. Dużo tutaj akcji, demolki, ale dużo lepszym posunięciem byłoby ciągnięcie chyba motywów czysto survivalowych. Fantastycznie wygląda, dobrze brzmi i wciąga od pierwszych minut. Później jest troszeczkę sennie, ale końcówka nadrabia zaległości. Bez wątpienia gra warta polecenia osobom dopiero poznającym Larę Croft oraz ludziom lubiącym dobre gry przygodowe z elementami akcji, choć tutaj zastanawiam się czy nie jest odwrotnie. Bardzo dobra gra, ale czy tytuł tak świetny jak go opisują? Dylemat straszny.

Plusy:
+ motyw przetrwania z delikatną nutką metafizyki
+ nowa, młoda Lara
+ oprawa graficzna i dźwiękowa
+ taki Uncharted dla PCtowców
+ zjadliwa i trzymająca się kupy fabuła
+ akcja...

Minusy:
-... i strzelanie do oponentów, które psuje klimat
- okrojona swoboda poruszania
- płytka reszta załogi statku
- zbyt podobna do Nathana Drake

Ocena: 8/10 

Nie mogę po prostu wystawić tej grze słabszej oceny tylko dla tego, że miałem jakieś dylematy. Koniec końców to bardzo solidny produkt zasługujący na mocną ósemkę. Jest świetnie, ale nie tak dobrze jak to niektórzy się rozpływają.