Tekst mojego autorstwa dla serwisu www.1ndieworld.com
W moim przypadku czasy Contry i Pegasusa poszły dawno, dawno w odstawkę jak pewnie u większości z Was. Nie będę ukrywał, że tak jak Wy z sentymentem spoglądam na gry wyglądające, wzorujące się i mechaniką przypominające ten świetny i chyba najbardziej kultowy tytuł na Pegasusa. Kuba(Tupi) podesłał mi do recenzji Bleed i nawet nie zdajecie sobie sprawy jak wiele frajdy dał mi ten twór o którego istnieniu dowiedziałem się notabene dopiero od naczelnego.
Gra to istna młucka w
staroszkolnym stylu ala Contra, oczywiście ze stosownymi jak na nasze czasy
ulepszeniami i dodatkami. Historia to przygoda dziewczyny, której aspiracje są
niemałe, bo chce zostać największym superheroesm na Ziemi. By dostać się na
szczyt trzeba pokonać sporo wzniesień – cytat godny Paula Coelho.
Prawda jest
jednak taka, że w osiągnięciu sukcesu trzeba się nieźle napocić – mawiał kiedyś
Galileusz. Dobra, koniec z filozofiami XXI wieku. Prawda jest taka, że nasza
protagonistka musi odbyć swojego rodzaju podróż i pozbyć się wszystkich poprzednich
bohaterów(choć raczej wyglądają oni na antybohaterów) by na końcu okazało się,
że trzeba załatwić jeszcze jednego idiotę. Na prawdę, końcówka gry dość
przyjemnie mnie rozbawiła.
Różni przeciwnicy to różne
lokacje w jakich będziemy się przemieszczać. Zróżnicowanie poziomów jest lekko
mówiąc, spore. Żołądek smoka kontrastuje dość mocno na tle wysokiego,
kilkunastopiętrowego wieżowca, a osobliwych lokacji tutaj nie brakuje. Choć
tych jest kilka to jednak 7 misji i ok. 2 godziny zabawy(na normalnym poziomie
trudności) to troszkę mało, zwłaszcza iż gra na prawdę wciąga, dając uczucie i
chęć rozegrania kolejnej partyjki. Mimo, że zgon jest tutaj równie częsty co
„ohy” i „ahy” na filmach pornograficznych. Powinienem brać poprawkę na swoje
lekko zdziadziałe umiejętności zręcznościowe, ale to nie zmienia faktu, że na
normalnym poziomie jest ciężko. Oczywiście autorzy brali pod uwagę
sadomasochistów i przygotowali tryb hard... wraz z trybem super hard dla
totalnych fetyszystów, chyba muszę się przyzwyczaić, że gry indie rządzą się
innymi prawami i to nie byle casualowe precelki.
Dobra, epickie chrzanienie już za
nami, ale jak w Bleed się gra? Powiem, że na początku przyzwyczaicie się do
sterowania. Jest... osobliwe, ale sprawdza się nad wyraz świetnie. Prawy trigger
odpowiada za skok, lewa gałka za chodzenie, prawa za strzelanie w trybie 360
stopni, a lewy trigger spowalnia czas. Slow motion ma tutaj bardzo ważne
znaczenie, bo pomimo iż uprzyjemnia zabawę, to również jest niezbędny do
pokonania niektórych bossów oraz przejścia etapów gdzie mamy przedostać się
przez non stop wytwarzane przeszkody. Ot takie zręcznościowe elementy w
zręcznościowej grze. Jak już mówiłem, do sterowania postacią trzeba się
przyzwyczaić, ale po chwili opanowania dochodzimy do wniosku, że jest to bardzo
przemyślany system i sprawdza się znakomicie. Warto wspomnieć o czymś, co ja sam
odkryłem dopiero po przejściu gry, a mianowicie sklep. W grze możemy dobierać
broń i nosić dwie na każdą misję, a nowe pukawki zakupujemy w owym markecie.
Problem jest taki, że grę bez problemu można przejść z podstawowymi pistoletami
oraz wyrzutnią rakiet. W takim wypadku ten sklep nie jest aż tak istotnym
ogniwem.
Oprawa audiowizualna w grze stoi
na najwyższym jakościowym poziomie i jest inspirowana grami właśnie
pochodzącymi z Pegasusa. Klimatyczna muzyka potrafi zahipnotyzować, a grafika
jest może i pikselowa, jednak jak na dzisiejsze standardy, odpowiednio ostra i
wyraźna. To nie poziom Lone Survior, gdzie piksel walił za pikselem po oczach
i można było dostać oczopląsu. Jest ładnie i efektownie.
Podsumowując Bleed jest w moich
oczach zaskoczeniem totalnym, bo nie dość iż nie miałem pojęcia o istnieniu tej
produkcji to jeszcze tak bardzo przypomniała mi jak przyjemna była Contra.
Niesamowicie dobrze naładowany funem gameplay oraz spowolnienie czasu z dobrym
rozłożeniem przycisków sprawia, że gra się w to niezwykle miodnie. Zdecydowanie
polecam, choć szczerze mówiąc nie mam pojęcia gdzie można ją nabyć – wybaczcie,
w świecie gier indie jestem nowincjuszem. I tak nasza recenzja jest pierwsza w
Polsce! Zdecydowanie polecam