mBank - bank, który udaje internetowy


Dawno temu byłem sobie młodym gościem i chodziłem do przeciętnego gimbazjum. W tych czasach moja świadomość konsumencka na wzburzonych morzach banków była krucha jak tratwa zrobiona ze styropianu. Mieliśmy kiedyś za zadanie założyć konto w banku, a darmowe oceny piechotą nie chodzą to postanowiłem stawić temu czoła. Wybór padł na mBank z racji jego rewolucyjności i internetowości, bo wiecie, młody człowiek lubi załatwiać wszystko siedząc w domu. Minęło trochę lat, moje konto dorosło razem ze mną i przekształciło się w pełnoprawny produkt mBanku(eKonto). Teraz płacę swoimi nerwami za ten brak ogarnięcia kilka lat temu.



Chciałem zrezygnować z mBanku przed tym wielkim i szumnie zapowiadanym restartem. Ok, może to za duże słowo, ale kto korzystał z banku przed zmianą layoutu wie, że był to najbrzydszy designe na globie. Chyba w latach 90tych było lepiej, ale twardo czekałem na zmiany. Przyszły modyfikacje i nie powiem, zyskały one w moich oczach, bo nie dość, że sam interfejs jest innowacyjny i schludny to jakoś tak odświeżony wizerunek spowodował chęć pozostania.

Nigdy nie miałem większych problemów z bardzo podstawowymi czynnościami takimi jak przelewy czy transakcje kartą płatniczą, bo to byłaby niezła paranoja. Schody rozpoczęły się gdy zacząłem bawić się ustawieniami na potwierdzenie przelewów i kontaktem z mlinią. Problem polega na dość niefrasobliwym podejściu banku do każdej ze sprawy jakie chcemy załatwić.

W tym roku postanowiłem, że prezenty będę zamawiał w internecie by oszczędzić sobie łażenia i przebierania w co raz to droższych ofertach sklepów. Dokonanie takich zakupów wiąże się z wykonaniem operacji bankowych, a te z kolei każą sobie podać hasło weryfikacyjne. Dostaję takie smsem na numer, który definiuje się przez zadzwonienie na mlinię.

30 minut słuchania durnej muzyczki i kilkadziesiąt złotych w plecy tylko dlatego, bo linia była zapchana. Dzwonię dziś... to samo. Ok, skorzystam z internetowego konsultanta i co mówią? Dzwoń Pan na mLinię.
Czy zmiana numeru na który mają przychodzić potwierdzające hasła to jakiś wielki krok? Skoro bank jest internetowy to chyba mogę żądać by coś takiego zrobić dwoma kliknięciami, podając wszystkie hasła jakie sobie chcą. Z banku internetowego zaczyna się bank telefoniczny.

Ktoś powie, że są przecież kody które można zamówić. Owszem, ale takie w mBanku kosztują 10zł(gdzie w innych placówkach pierwsze dostaje się za darmo lub w postaci generatora tokenów) i zamówiłem takową kartkę, która przyszła pocztą. Pierwszy klucz służy do aktywacji, ale gdy wszedłem na stronę by to zrobić okazało się, że... moja lista jest nieaktywna, a najlepsze, że została usunięta. Zapłaciłem 10zł za jedną stronę A4... najdroższa kartka jaką kupiłem w swoim krótkim życiu. Oczywiście kontakt z konsultantem był, a w odpowiedzi zwrotnej nakaz zamówienia nowej na koszt banku, ale nie chciałem robić im już fatygi. Nie będę im swoim marnym ja zapychał koperty.

Pomijam już takie "pierdoły" jak praktycznie co dwa miesiące obowiązkowa zmiana regulaminu. Ludzie tam chyba za dużo rozkminiają i zmieniają dosłownie wszystko. Definicję przelewu wewnętrznego czy w końcu opłaty, te zamiast niższe robią się co raz wyższe. Niby normalne, ale kiedyś mBank był znany ze swej darmowości i w sumie mnie to "gunwo" obchodzi, bo kładę pędzel na te opłaty, ale wielu nie ma tak fajnego podejścia do życia i musi liczyć się z tym wydatkiem.


Kończąc ten patetyczny bełkot muszę powiedzieć, że mBank dostaje ode mnie żółtą kartkę i ostatnie ostrzeżenie. Sędzia już ma w dłoni czerwony kartonik, nie spierdol tego drogi mBąku.