Recenzja - Dead Space 3


Sporo godzin upłynęło od momentu napisania szorta z moim entuzjazmem do Dead Space 3. I wiecie co? Mam wrażenie, że pierwsze 3-4 godziny zabawy produkowała ta sama ekipa co poprzednie dwie odsłony, a  w momencie lądowania na planecie Neromorfów stery przejęło jakieś inne studio. W dodatku mające w zanadrzu jakieś Lost Planet albo inne Gears of War z tą jednak różnicą, że przy wymienionych projektach mogli jedynie asystować. Dead Space 3 dlaczego cierpisz na tak straszne rozdwojenie jaźni? I niestety nic nie wskazuje by stara i dobra martwa strefa miała jeszcze szansę pokazać co to znaczy survivor w kosmosie.



Długa droga dzieli fabularnego Dead Space od jego trzeciej części, a najdłużej bębniącym mi w głowie faktem było zmienienie tak drastycznie podejścia głównego bohatera. W jedynce niemowa, dwójka nabiera rozmachu i szukamy swojej byłej, a teraz ratujemy cały świat? Serio?! Czy zawsze tak musi kończyć się świetnie zapowiadający twór. Gdzie jest ta chęć uratowania swojego tyłka, no ewentualnie naszej miłości sprzed lat do której ciągle coś czujemy. Isaac Clark był tylko inżynierem, miał tylko przecinak plazmowy i ewentualnie kilka innych mniejszych spluw, a teraz... Kurwa, cała armia ludzkości w jednej osobie, poznajcie Clarka! I choć autorzy starają się podtrzymać dramatyzm wprowadzając postać obecnego narzeczonego Elie, jakiegoś super złego gościa i parę innych ziomków, ale co z tego skoro albo wszyscy giną lub tak jak w przypadku narzeczonego naszej byłej jest to tak stereotypowa postać, że głowa mała. Myślałem, że autorom uda się coś wykombinować więcej niżeli tandetny konflikt typu, ciągle ją kocham - odwal się dupku, ona jest moja.

Przeczytałem w sieci gdzieś wywiad z twórcą scenariusza do pierwszego Dead Space'a z którego wynikało, że Anthony Johnston zrezygnował z pracy nad kolejnymi częściami z powodów natłoku akcji wrzuconej do gry. Grając w Dead Space 3 ciężko nie mieć wrażenia, że to już właśnie gra akcji niżeli horror. Są gry w których efektowność nie przeszkadza, a wręcz urozmaica zabawę i co tu dużo gadać, są całą esencją produkcji. Tutaj jednak jest inaczej, efekciarstwo nie pasuje do tej gry, a bynajmniej nie takie jakie zostaje nam podane. Wielcy bossowie w śnieżnej otoczce? Lost Planet. Chowanie za osłonami(a raczej kucanie za nimi) i strzelanie do wrogów? Gears of War. Dead Space 3 traci coś z czym można było utożsamić sobie całą serię, coś czego nie miała żadna inna, a mianowicie całkowite odizolowanie w przestrzeni kosmicznej. Byliśmy sami w klaustrofobicznych ścianach rozjebanego statku kosmicznego, a slogan reklamowy DS'a "W kosmosie nikt nie usłyszy Twojego krzyku" nabierał nowego znaczenia.
Eter urzeka swoją monumentalnością

I nagle przychodzi banda stażystów ledwie praktykująca przy najefektowniejszych grach w branży i postanawia spróbować swoich sił zupełnie zlewając fakt, że robią to grze typu horror. I spierdalają dosłownie każdy taki element zaczynając od walki z pająkiem, którego dobić możemy dopiero po trzeciej próbie, a na oskryptowanych falach nekromorfów kończąc. Bardzo, ale to bardzo widać kiedy panowie od właściwego Dead Space'a przestali kontrolować to co te nieuki zaczęły robić z grą. Lądowanie na mroźnej planecie to koniec sentymentalnej podróży przez poprzednie części gry. Dalej jest już tylko ostra młucka.


Hakowanie wymaga koordynacji na linii lewa ręka - prawa ręka
Nie miejcie mnie za jakiegoś mega krytyka tej serii, bo wręcz przeciwnie, grając w drugą na nowo zakochałem się w grze. Miała więcej akcji niżeli pierwsza, ale przyjemnie to odświeżało nasz pogląd na markę. I odpalając Dead Space 3 wychodzę z tego samego założenia. Początek gry jest niesamowicie miodny i bogaty w intrygę i ową akcję, a za chwilę lądujemy(dosłownie) w przestrzeni kosmicznej i śmigamy sobie od statku do statku. W tych momentach najlepiej widać jaki potencjał ma seria. Samotne przemierzanie kosmosu z głuchymi odgłosami w głowie to świetny ukłon w stronę graczy, a i czasami zdarza nam się podskoczyć z wrażenia, przypominając sobie jednocześnie jak to było kiedyś. No, ale strach szybko mija, bo przypominamy sobie sztuczki straszenia autorów oraz nowość, która mnie rozłożyła. Kto wpadł na pomysł, że potwory będą wychodzić z czegoś na wzór wentylatorów w ścianie? Za pierwszym razem może i straszy, ale gdy coś takiego widzę na śnieżnej planecie(może nie otwór, a dziurę w ścianie lodowej) to mam ochotę wyłączyć grę, bo kolejne starcia z wcześniejszą zapowiedzią mnie nie jarają.

Odpowiedź na pytanie kto to, to jeden wielki spoiler.
Tworzenie nowych pukawek według własnego uznania to coś co nazywa się craftingiem i jest dorzucane do każdej nowej produkcji. Autorzy Dead Space 3 wykorzystali ten motyw jednak w bardzo dobry sposób, choć początkowo można nieźle się zgubić. By wyprodukować jakiegoś gnata musimy mieć albo plan jego budowy lub wybudować sobie samemu coś od podstaw. Do wszystkich tych operacji potrzebujemy surowców, a te znajdują nam małe i sprytne robociki. Na każdym poziomie możemy iść drogą jaką wskazuje nam skaner na owych botach, a po ułożeni ich na podłożu zaczynają zbierać materiały. I tak gdy wejdziemy do Bencha, dostajemy informację ile nasz maluch zebrał. Samo budowanie nowych giwer bardzo przypadło mi do gustu, bo wymaga podjęcia decyzji personalnej w jaki sposób będziemy walczyć z wrogami. Możemy połączyć strzelbę na krótki dystans i przecinak plazmowy do ciachania obcych, to wszystko w jednej pukawce. Bardzo dobre posunięcie.


Znalazło się miejsce dla starego dobrego Dead Space'a
Są dwie rzeczy za które pokochałem serię i robię to nadal po rozegraniu partyjki w trójkę. Oprawa wizualna to czysta rozkosz dla oczu. Etap w przestrzeni kosmicznej emanuje epickością, a zachodzące/wschodzące słońce na planecie markerów potrafi wywrzeć nie mały zachwyt. Ciemne korytarze są odpowiednio nastrojowe, a burze śnieżne sugestywnie okazałe. Szkoda tylko, że pojawiają się wpadki jak np. trudność poruszania się przy śnieżnej zadymie, ale gdy zaczniemy celować z broni problem znika. Są to jednak potknięcia, które mogą się przydarzyć podczas programowania, ale z drugiej strony wynika, że tytuł nie miał testerów, którym udało by się wyłapać te wpadki.
Dźwięki otoczenia jak i soundtrack to również elita tej generacji. Ciszę w eterze zapamiętacie długo, a aktorzy podkładający głosy spisali się na medal, choć przyznać muszę, że minimalnie więcej emocji by się przydało. Ogólnie rzecz biorąc oprawa to największy pozytyw tej części i nie pozostawia zbyt wiele do komentarza - jest zacnie.

Efektowoności grze nie brakuje.
Podsumowując, Dead Space 3 to gra nieco wyższej półki niż te średniaki, a może to ja miałem inne wyobrażenie tej części? Trudno jest mi ocenić to co zostało zmienione, bo przy jedynce bawiłem się świetnie, dwójkę przeszedłem na raz, a trójka? Pozostanie pierwszą z serii przy której miałem ochotę jebnąć padem i przestać grać. Przedłużające się poziomy i nędznej jakości backtracking nie są dobrą wizytówką dla takiej gry. Dla mnie jest to mocne 6 +/10 i nic poza tym. Przykro mi EA, przykro mi Visceral Games, ale nie tak powinny potoczyć się losy Clarka i ekipy. No, a co do mikropłatności powiem jedno - kogoś zdrowo rąbnęło by w singlu je umieszczać.

Plusy:
+ oprawa audiowizualna
+ etapy na statkach i w eterze
+ zaimplementowanie systemu craftingu
+ pierwsza połowa gry jest jak dawna...


Minusy:

-... ale końcówka ostro odstaje
- mikropłatności z kosmosu
- historia bez polotu
- przeobrażenie Clarka w jednoosobową armię
- na siłę dorzucona monumentalność i epickość


Ocena: 6+/10(być może po ochłonięciu pojawią się jakieś sprostowania do recenzji)