5 gier - #dzieciństwo

By nie mieć żadnych wątpliwości na wstępnie określę, że dzieciństwo to pojęcie względne i dla jednych może trwać dalej, a innym zakończyło się wraz z socjalizmem w Polsce. Swoje lata młodu kojarzę przez pryzmat kilku tytułów i tak mniej więcej kończą się one w okolicach 2004-2005 roku. Wiecie, jak człowiek ma 11 lat to już nastolatek i trzeba parę barów i dupeczek odwiedzić.


1. Unreal Tournament


Gdybym któryś ksiądz zobaczył, że 6 latek gra w coś takiego to egzorcystów by nie starczyło. Nie wiem kto i kiedy dopuścił mnie do tego tytułu, ale dziękuję mu za tą przyjemność. Unreal Tournament jest jedną z gier, które zapamiętam za brutalność, miodność i ćwiczenie refleksu do granic możliwości. Na pewno nie wiedziałem jak zwą się kończyny latające po mapie, ale Rocket Lunchera miałem w jednym paluszku, a Minigunem robiłem cedzak z oponentów. Masa zabawy przy różnych modyfikacjach no i te pojedynki z tatą o to kto pierwszy przejdzie cały turniej. Dziś te boty nie są wyzwaniem, ale kiedyś nie potrzebowałem internetu by wczuć się w zabawę. Pierwszy tytuł jaki mi przyszedł do głowy, pewnie z uwagi na kontrowersje i wczesny etap życia na jakim zacząłem obcowanie z tak dużą dawką przemocy. Dumnie mogę powiedzieć, że gry nie są motorem napędowym morderców i nie kreują psycholi. Chociaż czasami potrafi mi się dziwnie uśmiechać.



2. GTA 3


Jak zawsze graliśmy w gałę na osiedlu dopóty było ją widać, było około 22:00. Szliśmy do domów i dyskutowaliśmy o tym co następnego dnia będziemy robić, wiecie wakacje i te sprawy. Kumpel powiedział, że jak mam czystą płytę to nagra mi super grę(czułem się jakbym kupował prochy). W sumie do stracenia miałem tylko krążek, poszedłem do chaty, wziąłem i czekałem bite 40 minut zanim to ustrojstwo się zgra. *Wróciłem do domu i wakacje były dla mnie skończone.

Wtedy poznałem co to jest crack i jak należy go zainstalować do folderu z grą. GODZINA zabawy by to odpalić, a kopiuje się mały pliczek. Wolałem nie wiedzieć jak to działa, ale czułem się, że coś we mnie pęka. Takie pirackie rozdziewiczenie w hardcorowej praktyce. Zgrałem, wgrałem i przegrałem życie. Kradzież samochodów, strzelaniny z policją, pościgi, sex z dziwką na plaży, strzelaniny na dachu, sex z dziwką na plaży w kradzionym samochodzie podczas strzelaniny z policją na dachu budki ratownika. Istna masakra, ta wolność jaką poznałem i możliwość robienia czego sobie zapragnę była chyba moją pierwszą definicją orgazmu. Do teraz przy włączaniu gry mam ciarki i pamiętam chyba każdą misję.


No i oczywiście najlepsze radio/soundtrack EVER:



3. Lego Racers 

Chyba jedyna gra w którą mogłem prawnie zagrać w tamtym czasie. Brakowało krwi, dziwek i wolności, a dziś poziom trudności wygląda jak żart, ale kiedyś to była mega zabawa. Klockami Lego jarał się każdy dzieciak, a wtedy wyglądały one jeszcze w miarę normalnie. Pierwsza ścigałka w jaką grałem, a split screen dostarczał całej masy grywalności. Idealna pozycja do pogrania z dziewczyną, która lekko mówiąc nie ogarnia bardziej zaawansowanych tytułów.


4. Heroes of Might & Magic 3

Gra tak legendarna, że nazwa trybu hot seat wystarczy za komentarz. Absolutny kult wśród pecetowców i nieodzowny element każdego męskiego spotkania u kumpla. Wciągająca rozbudowa swojego zamku, armii i pokonywanie NPC by pod koniec stoczyć bój z żywym graczem. Turówka ciepło robiąca większości serc, a warto pamiętać, że w tego typu grach pojedynek z czterem koleżkami jest nużący. Każdy mozolnie wykonuje swoje tury i strategicznie atakuje rywala. Rekompensata jest tego warta, bo pokonać kumpla własną armią to coś czego się długo nie zapomina. Oj grało się, grało.


5. Call of Duty

Pierwsza odsłona cyklu w sumie zapadła mi w pamięci głównie przez pojedynki w sieci. Była to pierwsza gra w której miałem swój klan, byłem aż tak dobry. Z wiekiem kolagen się wypłukuje, stawy nie takie i gdzieś ten refleks poszedł w książki, ale to co w pamięci zostanie na zawsze. Akcje na serwerze 5vs5 gdzie do dyspozycji tylko snajperka - cud, miód cała beczka. Jeżeli chodzi o singla to głównie pamiętam akcje w Stalingradzie i to jak bardzo próbowałem zdobyć broń. 



Wiecie, wtedy nie ogarniałem, że to skrypt i szukałem pukawki w takich miejscach, że mapy brakowało. Bądź co bądź atmosfera była taka jaką lubię, lepka, gęsta i czerwona. Kiedyś na prawdę myślałem, że wojna mogła tak wyglądać. Cóż, gimby zawsze będą miały swoje ideały, wzorce i przekonania. Dobrze, że niektórych się pozbywamy.

To takie moje 5 gier, które po rzuceniu hasła - dzieciństwo - przychodzi mi do głowy. Bez zbędnego zastanawiania. Chętnie dowiem się w co Wy zagrywaliście się za czasów "pieluchy".