Recenzja - Batman: Arkham Origins


Batman to superbohater, którym może być każdy. Nie ma żadnych nadnaturalnych mocy chyba, że za takie uważacie miliony na koncie, bo przecież ponoć pieniądz to moc. Nolan stworzył trylogię, która przyciągnęła miliony do kin, a Rocksteady uczyniło to samo z grami. Trzecia część tworzona przez Warner Bros. Montreal dotrzymuje kroku poprzednikom. Nie zawsze jednak dotrzymanie kroku oznacza rozwój, a dobitnie uświadomili mi to autorzy tej części. Zdecydowanie obrali nie ten tor. 


Prosto z mostu, najmocniejszy element gry trzyma nas w garści od początku do samego zamknięcia historii. Nie lubię recenzji, które sztywno zaczynają się od przedstawienia fabuły, ale tutaj jestem bezsilny. Panowie z Warner Bros. stworzyli kawał dobrego kina akcji z kilkoma zwrotami akcji, a opowiedziana historia jest spójna i kleista niczym... dobra podarujemy sobie dziwne porównania.  
Wszystko rozgrywa się w noc wigilijną kiedy to Czarna Maska werbuje kilku bardzo dobrze znanych łotrzyków z uniwersum by Ci zabili Batmana. Znajdzie się miejsce dla Bane'aDeathstrokaKiller Crocka, a nawet Jokera. Prócz nich między nasze pięści nawiną się oczywiście łotry Jokera, Czarnej Maski i skorumpowani gliniarze Gotham. Wszystko przedstawia się niezwykle prosto, ale gwarantuję, że wiele elementów nie jest tak oczywistych.  


Cieszą smaczki zaimplementowane w grę, bo jak wiemy Arkham Origins dzieje się ok. 5 lat przed Arkham Asylum. Batman jest jeszcze młody, uczy się dopiero pokory i bycia Mrocznym Rycerzem, a śledzenie tej przemiany jest niezwykle wciągające. Przyjemne jest, że w wątku fabularnym pojawiają się epizodyczne postaci, które odegrają ważną rolę później. Zobaczycie jak Joker poznał Harley Queen, chwilową rolę córki Gordona czy wreszcie przymierze jakie zawrze Batman z komisarzem. Tak jak mówiłem, są to detale w ogólnej całości, ale dają poczucie świadomości, że gra sama wie czym jest. Scenarzyści ewidentnie mieli pomysł, a znamy przypadki gdzie prequel to kolejna część kolejnej części. 
Dobrym fundamentem jest zrobienie z Batmana ofiary i poczucie ciągłej inwigilacji ze strony asasynów, ale jest mały problem. Ośmioro z nich to tylko liczby na papierze, faktyczny udział w fabule mają może ze 4-5 postaci, a i jedna(Świetlik) wrzucona jest w oś fabuły tak na siłę, że aż prosi się o wytłumaczenie. Z każdym z nich stoczymy walkę i tutaj równia także jest niezwykle pochyła. Starcie z Electrocutionerem jest prawdopodobnie żartem twórców lub pretekstem by dać nam jego rękawice, druga faza pojedynku finałowego trzyma poziom, reszta to albo klepanka albo nie warte zapamiętania. Wspomnę jeszcze, że nigdy podczas zwykłego przemieszczania się po Gotham nie natraficie na łowców. Pojawiają się oni w przypadku filmików przerywnikowych i faktycznie zaskakują pozytywnie, bo urozmaicają sceny i dodają pikanterii, ale znowu pytanie. Czy nie łatwiej jest ściągnąć gacka podczas swobodnego szybowania? Zwłaszcza, że jeden z zabójców to świetny strzelec wyborowy. 

Sama gęstość atmosfery i kierunek jaki obrali twórcy mnie osobiście podobał się i przypadnie do gustu tym, którzy lubą Batmana, ale nie znają każdego komiksowego cytatu na pamięć. Są niedociągnięcia i nieścisłości, a o tym można poczytać w sieci, jednak na opakowaniu gry nigdy nie było napisane, że znajomość komiksów czy filmów jest wymagana. Nawet lepiej jeżeli zaczniecie grać w Arkham Origins jako pierwszą waszą część, ale to akurat logiczne zważywszy, że to prequel. 

Rozgrywka 
Bardzo trudne zadanie mieli programiści ze studia w Montrealu, bo stanęli twarzą w twarz z niezwykłym problemem. Tworząc kolejną część nie łatwo popaść w rynkowy dobrobyt i kopiować poprzedniczki, czy jest to wada w przypadku gdy dwie odsłony wcześniej wszystko grało?  
Rozgrywka nie różni się zasadniczo tym co wyewoluowało przy okazji Arkham City. Dostajemy tylko w tym wypadku większy obszar, bo teraz poruszamy się po całej metropolii, a nie wydzielonej części. Drugim większym urozmaiceniem są dość złożone etapy detektywistyczne, które aktywujemy jako misje poboczne. Warto słów kilka opowiedzieć, bo nie są to tak banalne rzeczy jak szukanie śladów krwi, ale sekwencje wieloetapowe w których autorzy dali nam do pomyślenia. Przykładowo jedna ze zbrodni miała miejsce na dachu wieżowca, ofiara spadła na ulicę i tylko możemy się domyślać gdzie szukać poszlak, na jakim piętrze. Po uzbieraniu odpowiedniej ilości dowodów można przewinąć całą retrospekcję zdarzenia i odszukiwać kluczowych dla śledztwa obiektów. Ci grający w Remember Me będą kojarzyć ten element. 

Najmiodniejszym aspektem całej gry jest nadal bardzo płynny model walki. To co zaprojektowało Rocksteady jest bez dwóch zdań nie do podrobienia i opiera się każdej próbie zmiany. Każdy wyprowadzony cios ma odpowiednią siłę i czujemy łamane kości oponentów, walka jest efektowna, a kontry naturalnie płynne. Czepić się można głupiego latania po całym obszarze starcia(przeskakujemy jakieś 10 metrów od przeciwnika do przeciwnika), ale ma to zapewnić elastyczność i nie frustrować. Doszło kilka nowych animacji, jednak jest to dalej ten sam strasznie przyjemny model klepania po twarzy. Same starcia są trudniejsze niż w poprzednich odsłonach i postawiono w nich na ilość wrogów do oklepania. Widać to dobitnie pod koniec gry gdzie tłuczemy się już z około 15 osobowymi grupami, a kilku z oprychów to przepakowane bydlaki oraz klony Bane'a 

Duże baty należą się autorom za koszmarne zaprojektowanie miasta i podróżowania przez nie. Obszar jest bardzo duży i ładny, ale tylko do momentu gdy obserwujemy je z lotu. Ja rozumiem, że Wigilia i mało komu chce się wyjść na miasto, ale takiej pustki w otwartym świecie nie było od czasu... wyłączenia przechodniów w GTA IV by uzyskać 30FPSów? Może delikatnie przesadzam, ale jak określić fakt, że na ulicę zejdziemy tylko po to by oklepać zbirów lub policjantów? Ani jednego pojazdu poruszającego się, ni żywej cywilnej duszy, gdyby chociaż przestępcy ruszali się z miejsca i łazili. Fatalne jest także poruszanie się za pomocą linki Batmana, którą chwytamy się krawędzi i wywindujemy w celu dalszego płynnego szybowania. No właśnie tej płynności brakuje, bo strasznie dużo jest miejsc gdzie po prostu zaczepić się nie możemy. Niestety nie ma na to wyjaśnienia, bo po prostu się nie da. Ile razy zdenerwowany musiałem zejść na ziemię, przejść kilka metrów by dopiero zahaczyć o gzyms to już nawet nie wspominam. Strasznie irytujące tak samo jak śmiesznie mała ilość dostępnych miejsc do szybkiej podróży. Po co z niej korzystać skoro punkty są oddalone od miejsc misji tak daleko, a i gra może się zawiesić podczas filmiku ładującego. 

Bugi 
Na wstępie już mówię, że ja sam natrafiłem tylko na jeden krytyczny bug i to ten właśnie z zawieszającą się scenką. Nie trzeba dużo szukać by znaleźć przykłady innych, które uniemożliwiają ukończenie całej gry, bo Batman nie potrafi nagle wspiąć się na szyb wentylacyjny. Oczywiście łatki są w drodze lub nawet już wydane, ale po każdym urazie zostaje blizna. Obowiązek nakazuje ostrzec Was przed licznymi błędami i problemami ze stabilnością gry. Na każdej platformie można doszukać się jakiegoś innego problemu. Zawieszająca się konsola, usunięcie stanów rozgrywki, niepojawiający się ostatni boss w grze podczas walki z nim, zapętlające się kwestie dialogowe Batmana. Dosłownie jest to wierzchołek góry lodowej, bo przy takim stopniu zabugowania gry wspominanie o przenikających ściany kończynach, głupich zachowaniach oponentów czy blokowaniu się bohaterów na obiektach  jest zwykłym czepianiem detali.  

Autorzy dali kolejny popis nieumiejętnego testowania gry i uruchomili w trybie lawinowym dyskusje na temat etyki programistów i wydawców. Wyobrażacie sobie kilkanaście lat temu grę, która miałaby jakieś niedoróbki lub crash dumpy? Kolejny przykład, że internet niestety w niektórych przypadkach niszczy tą piękną branżę, bo po co pracować dłużej? Lepiej wydać szybko z błędami i wrzucić do sieci łatki, które naprawią jedną ważną rzecz, a zepsują kilka mniejszych. Kurczę, serio współczuję tym którym błąd z wentylacją uniemożliwił ukończenie gry, straszna męka i irytacja. 

Oprawa 
Wygląd nowego Gacka to sprawa bardzo mocno związana z fabularnymi aspektami. Mogę powiedzieć, że jest bardzo klimatycznie. Wigilia, śnieg, świąteczne ozdoby na budynkach dodają uroku, a podczas szybowania możemy napawać się ładnym i ciężkim Gotham. Prawdopodobnie tak wyglądałoby to miasto w rzeczywistości, brudne, ciężkie i przytłaczające. Nie jest to graficzny gejzer, ale czego oczekiwać od Unreal Enginu 3 zwłaszcza, że następna generacja jest już za winklem. Denerwuje tylko przypadłość tego silnika jaką jest dość częsty pop-up tekstur, czyli pojawianie się ich tuż przed naszym nosem lub doczytywanie ich w wyższej rozdzielczości na naszych oczach. Wiecie, budynek najpierw jest kwadratowy, później w kolorze cegły, a na końcu widać samą fakturę materiału z jakiego jest wykonany. Głównie autorzy mieli skupić się na dopasowaniu klimatu oprawy do samej fabuły i atmosfery świąt i to im wyszło, przecież śnieg i Wigilia to przepis na imersyjny sukces. 

Joker nie jest już tym samym Jokerem. To zdanie pięknie podkreśla zmiany jakie zaszły w tej odsłonie, bo Mark Hamill nie podkłada już głosu temu wariatowi. Nowy aktor miał nie lada wyzwanie i podołał mu, ale osobiście brakowało mi tego czegoś. Nie wiem czy rozumiecie, ale jeżeli ktoś jest utożsamiany całe życie z jedną postacią i odgrywa ją genialnie to w moim odczuciu powinien robić to dalej. Niestety decyzje podjęte i trzeba się przyzwyczaić. Co do samej gry aktorskiej nie ma co zarzucić, emocje i wyrazistość są, a najbardziej przypodobała mi się emocjonalna scena gdy Batman kłóci się z Alfredem czuć wtedy gniew i właśnie owe emocje. Reszta odgłosów jest jak najbardziej w porządku i nie ma obaw o eksplozję uszu, a na uwagę zasługuje także muzyka. Dobrana świetnie i dobitnie podkreśla sceny przerywnikowe. 

Podsumowanie 
Nikogo nie skłamię jeżeli powiem, że nowy Batman przypadł mi do gustu ze względu na sympatię do tej postaci. Przykro mi niestety mówić, ale nie mogę wystawiać oceny tak bardzo stronniczo, a nowa odsłona nie jest bez wad. Przede wszystkim brakuje świeżych pomysłów, a wręcz można mówić, że Arkham Origins jest kalką poprzedniej odsłony. Duży cios to koszmarne błędy i brak jakiegoś konkretnego zagospodarowania miasta.  

Na drugim końcu jest dosadnie ciężka i wciągająca fabuła z kilkoma zwrotami akcji, klimatyczna sceneria i ciągle dająca masę radości sztuka kopania i okładania po gębie. Jasne, można powiedzieć, że brak ewolucji bardzo dobitnie rzuca się w oczy także w tym aspekcie, ale tym razem formuła jeszcze broni się sama. Zapewne przy kolejnej kalce bez dodatkowych rzeczy już się nie powiedzie.  

Wszędzie tam gdzie ekipa z Montrealu nie musiała zacząć grzebać przy kodzie widać, że Batman to dobra gra. Obserwujemy to właśnie po elementach kopiowanych z poprzedniczek i fabule, jednak gdy już trzeba coś przeprogramować, ustawić i dodać ukazuje się niedoświadczenie ekipy. Całe szczęście, że jeszcze nie było tych elementów tak wiele. Boje się co będzie za rok, bo na pewno nie będę już tak łaskawy.